Wspomnienia z wycieczki na wyspę Zanzibar. Fotoreportaż.
Pierwsza połowa 2024
Niemal całe swoje dorosłe życie byłem biedny. Pamiętam jak wczoraj okres maj/czerwiec 2024. Byłem bezrobotny, kończyłem studia podyplomowe ze Sztucznej Inteligencji i nie miałem grosza przy duszy. Z trudem robiłem opłaty comiesięczne z oszczędności plus sprzedaży tego co miałem pod ręką. Srzedałem nawet motocykl sportowy. W IT był tak straszny kryzys (dalej jest słabo), że 170 wysłanych CV na niewiele się zdało. Z nikąd odpowiedzi. Byłem na dnie. To stawało się coraz bardziej jasne. Do tego duża nadwaga, insulinooporność i depresja. Jedna z nielicznych osób, która we mnie wierzyła to była moje dziewczyna – Wiktoria. Historia trochę jak na początku kariery Conora McGregora.
Mały przełom w połowie 2024
Zdałem sobie sprawę, że w moim życiu jest tak źle że już gorzej nie będzie. Stwierdziłem, że zacznę od cięższej drogi. Podążę drogą, której nikt nie wybiera. Jako, że miałem 10 lat doświadczenia na stanowisku pizzerman – kucharz oraz manager. Korzystając ze slangu w IT byłem seniorem. Miałem bardzo mocne wykształcenie ze świata IT co jest mile widziane w gastro bo przynajmniej wiadomo, że nie ćpasz a w gastronomii to jest cenne. Postanowiłem złożyć kilka CV na olx na pizzermana nad morze. Wcześniej już widziałem, że można godnie zarobić. Mało który pizzerman ma odwagę pracować nad morzem, gdyż jest to górnictwo i hutnictwo najwyższego poziomu tej nieludzkiej pracy. Wysłałem 3 CV: Władysławowo, Jastarnia oraz Kuźnica, czyli wszystko na ukochanym przeze mnie Półwyspie Helskim. Odezwali się wszyscy. Wybrałem Władysławowo. Pojechaliśmy tam na rozmowę: ja i moja kobieta Wiki. Bardzo miły pan Grzesiu ucieszył się, bo jasno było widać że jestem chętny do tej w cholerę ciężkiej pracy. Na kuchni pracowało 16 osób plus szefostwo. Pracowałem 91 godzin tygodniowo. Wszyscy mnie lubili co było dziwne, gdyż jestem introwertykiem. Wykonywałem swoją pracę porządnie i starannie. Miałem w 2 miesiące 4 podwyżki. czwarta była dziwna bo był to dowód wdzięczności na odchodne przy ostatnim rozliczeniu. Praca i warunki mieszkalne były tak ciężkie, że 3 razy pakowałem swoje rzeczy do auta. Bark wyleczyłem stosunkowo niedawno. A ból w krzyżu i karku minął po miesiącu. Przygód było od groma, łącznie ze spaleniem się całego skweru oprócz naszego baru. Spłonęło wtedy chyba 8 lokali. Tylko nie nasz. Ale i tak wstałem obudzony krzykami i wrzaskami. Wszędzie dym. Jako, że jestem pechowcem niespecjalnie cokolwiek w życiu mnie jest w stanie zaskoczyć. No ale reasumując zarobiłem 23 000 zł netto, a że jadłem w zasadzie niemal nic, to schudłem tam 16 kg. Moja waga na powrocie to było 88 kg. Znów byłem zdrowy, a ponadto niebiedny. Będąc jeszcze tam w pracy przewalając śmieci na zapleczu i ugniatając je w kubłach nogami skacząc dostałem telefon. Zadzwonili z firmy IT. Dostałem propozycję. Zwolniłem się z końcem sierpnia i pojechałem do domu robić zadanie rekrutacyjne. Teorie zdałem wcześniej śpiewająco. Potem znowu pojechaliśmy z dziewczyną na kolejną rozmowę rekrutacyjną. Tym razem do Warszawy. Po 2 godzinach rozmowy o rynkach finansowych i IT dostałem pracę jako Algorithmic Trading Software Developer & Quant junior. Pracę zdalną, gdzie dalej pracuję. W listopadzie zaczął się ostry rajd kryptowalut. Hodlowałem od 5 lat kryptowaluty xrp, ada i eth. Mimo, że nie miałem na życie nie zamknąłem nigdy pozycji. Pamiętam, że w dobrym momencie w II połowie grudnia zamknąłem najpierw xrp, potem ada, a potem eth. Oba na swoim lokalnym szczycie z dokładnością do 30 minut. Zgarnąłem kwotę 6-cio cyfrową. Była to równowartość 55% mojego kredytu hipotecznego.
Koniec 2024
Na koniec minionego roku miałem dobrą pracę, pełną pieniędzy szkatułkę oraz zasobne konto inwestycyjne w pokaźnej kwoty dolary. W pół roku zmieniła się sytuacja ze skrajnie chujowej w zaskakująco dobrą. Będąc jeszcze tam we Władysławowie obiecałem kobiecie, że jej wynagrodzę swoją nieobecność fajną wycieczką. Uzgodniliśmy, że pojedziemy gdzieś, gdzie ona wybierze. Ja ustaliłem budżet na kwotę 5000 zł za osobę. Wybrała Zanzibar. Jako, że był w budżecie (lot + hotel) to przyjąłem tą decyzję. Wtedy nie wiedziałem nawet gdzie leży to coś – wyspa. Po podjęciu decyzji przyszła chwila toastu – jak na zdjęciu:

Przygotowania
Pojechaliśmy z Gdańskim dość popularnym biurem podróży. Współczesne biura podróży online to tylko garść informacji i nic poza tym. Dostałem jakieś informacje, ale te ważniejsze przyszły dopiero 2 dni przed odlotem. Ale byłem wówczas o to zły! Roboty było sporo, a papierów dużo. Wszystkie trzeba podrukować i wypełnić. Ważne by posiadać WYDRUKOWANE w formie PAPIEROWEJ najlepiej wszystko. Wize oczywiście po angielsku, jak się meldujesz w hotelu to też po angielsku i też drukowanymi piszesz.
Jakieś 10 dni przed wyjazdem braliśmy enterol, jako że inna flora bakteryjna krajów endogenicznych może różnie wpływać na nasze procesy trawienne. Enterolu kupiliśmy 3 opakowania. Braliśmy aż do dnia powrotu. Raz wziąłem późno bo o 20.00 i od rana lekko bolał mnie brzuch. Tego dnia zjadłem ichne masło orzechowe. Niespecjalnie mi podeszło. Dlatego enterol + wspomagacz trawienny inny jakiś tam + amol. Przeszło.
Najpierw zakupiliśmy buty na jeżowce na Allegro chyba. na dnie oceanu przy skamienielinach pośród glonów można spotkać takie czarne okrągłe jakby jadowite jeże wielkości pięści. I po to się stosuje specjalne obuwie. Oczywiście zapomniałem swoich butów wziąć ze sobą i potem kupowałem na miejscu na straganie nazywanym przez murzynkę Lilian – Biedronką 🙂

Na wydatki na miejscu wzięliśmy ze sobą 1400 dolarów amerykańskich. Poza szilingiem tanzańskim obowiązuje tam dolar amerykański. I wszędzie płaciliśmy dolarami. Zużyliśmy prawie całą kwotę bo nie jest tam tanio. Dla przykładu piwo i frytki to 10$. Drinki zaczynają się od 10$. Pamiątki kosztują od 5$ do 20$ generalnie. Jednodniowa wycieczka z przewodnikiem to koszt od 50$ za osobę. Tylko safari jest wyraźnie droższe – 400$.
Należy mieć 2 istotne dokumenty. Pierwszy to ZIC (link: https://visitzanzibar.go.tz/) jest to taki ichny ZUS jakby. Obowiązkowa rzecz, która kosztuje 44 USD. Ponadto należy wypełnić dokument typu wiza i opłacić na lotnisku kwotą 50 USD za osobę. Wiza jest ważna kilka miesięcy. Możesz ją znaleźć w internecie jako jedna stronę pdf lub wypełnić i opłacić elektronicznie na stronie: https://visa.immigration.go.tz/ Jako że forma elektroniczna jest duuuuuuużo bardziej obszerna i w połowie wypełniania siadły mi nerwy to wypełniłem wersję papierową w języku angielskim i dałem na lotnisku i było OK. Był to ten dokument; https://www.aina.pl/wizy/wiza-do-tanzanii/wniosek_wizowy.html?apl=onlypaper
Ponadto płaciłem taki podatek turystyczny w hotelu 5$ za osobę za dzień. Razem 70$ nam wyszło. Transport z lotniska do hotelu i w drugą stronę miałem opłacony wcześniej przez biuro podróży nasze pośrednio, a bezpośrednio przez Best Raisen + Flash Tour.
Byłem zadowolony ze spakowania ciuchów lnianych, gdyż było tam gorąco. Okres grudzień do marca jest najcieplejszy: 32 stopnie C w cieniu w dzień, a 27 stopni w nocy. Jest to też pora sucha gdyż od marca do czerwca jest pora deszczowa i wtedy się nie odwiedza Tanzanii.
Lecieliśmy liniami lotniczymi Fly Dubai. Bardzo spoko linie. Podobała mi się mapa 3D aktualizowana w czasie rzeczywistym i widzisz gdzie lecisz, gdzie jesteś – super! Nawet był posiłek w samolocie i nawet spoko. Najpierw lecieliśmy z Warszawy do Dubaju. W Dubaju po kilku godzinach, w trakcie których nie możesz bez odpowiednich papierów wyjść na miasto, mieliśmy drugi lot: Dubaj – Zanzibar. Pierwszy lot 5,5 godziny, a drugi 6,5 godziny. Przez 5-6 godzin przed lotem nic nie jadłem i nic nie piłem bo krępuję się toalety w samolocie. Udało mi się wytrzymać.
Może to oczywiste, a może nie, ale warto wspomnieć o tym, że trzeba mieć paszport. Paszport który jest ważny mniej niż 6 miesięcy jest nieważny i cofną cię na lotnisku. Wyrobienie paszportu w sąsiednim mieście Tczew zajęło nam około miesiąca. No ale dlatego wybraliśmy Tczew a nie nasz Gdańsk, gdzie trwa to dużo dłużej.
Kupiliśmy porządny spray na komary marki Mugga (tylko on działa). Ale używaliśmy głównie jego wersji wszczepianej do gniazdka. Apropo gniazdek to trzeba mieć przejściówkę podobną do tej w krajach anglosaskich. My mieliśmy wielokońcówkową taką, że z jednej strony wtyczka normalna jak np. do maszynki do golenia, z innej USB itd. Dzieje się tak, dlatego że onegdaj Zanzibar był kolonią angielską do czasu aż Araby zbiły Angoli i przejęły Zanzibar, dlatego dominująca religią jest tam islam. Na szczęście większość zdaje się być wierzący niepraktykujący tak, jak w Polsce. Obecnie od czasu covida Zanzibar jest ekonomicznie podbijany przez Polaków.
Pierwsze chwile
Zanzibar to jedna z wysp, ta największa należąca do państwa Tanzanii w Afryce środkowo-wschodniej, pod Kenią. Tanzania to jedno z państw na kontynencie Afryka plus przyległe wyspy takie jak Pemba, Mnemba, Zanzibar itd. Ludność mówi tam w 3 językach: swahili, angielskim oraz polskim. 90% ludzi wyznaje islam, 10% wyznaje chrześcijaństwo. Wszyscy są tolerancyjni. Bardzo kochają Polaków. Na Zanzibarze możesz być dumnym z tego, że jesteś Polakiem.

Pamiętam pierwsze chwile po przylocie. Buchnęło gorącem, a ja długie spodnie jeans i gruba bluza z kapturem. Każdy murzyn na lotnisku mówił do nas coś po polsku typu witajcie, jak się macie itp. Jeden zaprowadził nas do innego (ręka rękę myje), który miał stoisko wymiany kart SIM – czyli obsługa ichnej sieci komórkowej “Yas”. I dobrze, bo moja sieć Play nie obsługuje roamingowo Zanzibaru wcale. Za 15$ kupiliśmy po karcie SIM razem z usługą wymiany. Był to najtańszy z 4 oferowanych pakietów i w zupełności wystarczył na tydzień.
Na lotnisku czekał lokalny mieszkaniec, rodowity Tanzańczyk z tabliczką: “Best Raisen”. Mówię mu, że to na nas czeka i że możemy jechać. Gadaliśmy mieszanym angielskim z polskim. I wtedy po raz pierwszy usłyszałem i zrozumiałem: “pole pole, hakuna matata”. Czasem też mawiali: “Pole, pole spokojnie, nie zapierdalać”. Chodzi tutaj o to, że tam się żyje bezstresowo, w końcu jesteś w raju. Natomiast my Polacy, my wariaci i szaleńcy! ciągle żyjemy w gonitwie często bezsensownej. I tutaj się zgadzam całkowicie. 95% wszystkich moich wariactw, pośpiechów i stresów nie miało żadnego sensu nawet najmniejszego a mam 38 lat. Oczywiście podobnie jak w arcydziele “Król Lew” wyrażenie hakuna matata oznacza nie martw się. I jest często używane. Po kilku minutach podjechał inny Tanzańczyk, wziął nasze walizki wpakował do Toyoty. Tam prawie wszystkie samochody to vany 6-cio lub 8-osobowe marki Toyota. Zapomniałem modelu. Stamtąd, spod lotniska na Zanzibarze środkowo-zachodnim jechaliśmy przez 80 minut do hotelu na Zanzibarze środkowo-wschodnim do regionu kiwengwa (bogatszy region turystyczny, hotelowy) do hotelu Sea Crest Hotel.

Hotel Sea Crest
Nasz hotel – możecie sobie wpisać w booking – jest takim tańszym z najlepszych. Moim zdaniem może być mimo drobnych uwag. Po przyjeździe do hotelu i rozmowie z recepcjonistką (najdłuższe rozmowy były z nią, najbardziej wyczerpujące od strony języka angielskiego) wrzuciliśmy nasze torby do pokoju, po czym ona oprowadziła nas po obiekcie. Najważniejsza była kuchnia, był to budynek obok. Poniżej widok ze śniadaniowego stolika:

I to była pierwsza panorama na Zanzibarze. Tak mi się spodobało, że zamówiłem piwo (lokalne za 5$) i trochę tam posiedziałem:

Minęło trochę czasu zanim odkryłem ze wśród 3 lokalnych piw 2 są dobre i jedno jest o 1% mocniejsze od drugiego (piwo Safari). Ponadto 2 hotele dalej było piwo po 4$ i lepsze zagryzki typu frytki z ziemniaka czy pizza bezglutenowa. Tutaj generalnie wszystko jest bezglutenowe bo pszenicy nie znają. Mąkę się wyrabia z ryżu i kukurydzy, dlatego chleb, bułki czy pizza są bezglutenowe. Frytki robi się z ziemniaka a nie z masy ziemniaczano-mączno-chemicznej z fabryki w Lęborku. Były pyszne, coś jak z wiejskiego ziemniaka od rodziców dziewczyny na wsi. I to były takie nasze jakby europejskie zagryzki, gdyż w hotelu mieliśmy w cenie tylko śniadania. Śniadania były skromne: świeże owoce, chleb, fasolka w sosie, świeży omlet z warzywami lub bez, parówki, naleśniki ciemne, dżem, ciabatta, masło orzechowe (ciężkostrawne), świeże pyszne soki owocowe, woda, kawa, herbata oraz pączki donut. I to w sumie tyle. Raz czy dwa biorąc kolację w sąsiednim hotelu na plaży zamówiliśmy hamburgery: wołowy i drobiowy. Wołowiny takiej nie jadłem. To prawie na pewno była cielęcina. Jasne mięso i rozpływające się w ustach, takie delikatne, a w smaku niepodobne do niczego. Buła oczywiście bezglutenowa. Dla mnie to ważne bo minimum raz w roku od 15 lat odchudzam się od 8 do 23 (23 to wynik za 2024) kg w sezon. Wówczas dobre nawyki żywieniowe adoptowane są przez mój organizm. Dlatego mam nabytą nietolerancję glutenu.
Moja kobieta miała problem z włosami. Zupełnie inny klimat. Więc poszliśmy na lokalną tzw. “Biedronkę” do Lilian i poprosiliśmy o usługę fryzjerską – warkocze. To na ten moment rozwiązało problem z włosami:

Jak to teraz Wiki każe mi dopisać, po powrocie włosy są świetne, takie aksamitne. Bo zauważcie, że tam nie ma tyle chemii. To naturalne środowisko, gdzie woda jest miękka a nie twarda. Wpływ wody oceanicznej jest mocno uzdrawiający dla włosów czy skóry. U mnie na plecach zniknęły wszystkie krosty czy przebarwienia. Słońce i woda oceanu indyjskiego. Ta na zdjęciu to nie Lilian, tylko jej koleżanka, ale w Afryce ręka rękę myje i każdy murzyn sobie pomaga obsługując białych. Ta murzynka na zdjęciu chciała za warkocze 25$ ale utargowaliśmy do 20$. Tam zawsze te 20% utargujesz, a każdy cennik jest dla białych. Biały to bogaty, ale z drugiej strony tam jest tak straszna bieda, że jak dajesz napiwek w restauracji ta wdzięczność w oczach tych kelnerek (zarabiają 120$ miesięcznie) jest warta tego by położyć te 2-5 dolarów, na prawdę czułem się wtedy spoko, ale ja lubię dawać. Kiedyś wolałem brać. Obecnie w wieku średnim uważam, że lepiej jest dawać niż brać.
Jak szliśmy dość trudnymi schodami na plażę dosłownie kilkadziesiąt metrów od hotelu było widać te biedne domy lokalsów.

Pamiętam, że robiąc to zdjęcie natchnąłem się na kawałek czegoś. Schylam się i widzę mały kawałek drewna hebanowego – najdroższego znanego mi drewna dostępnego w Europie. Oczywiście w kieszeń. U nich heban jest jak u nas dąb. Ale u nas heban to jest wart od chuja szmalu! W restauracji był taki stolik – mówię o tym, gdyż hobbystycznie zajmuję się techniką stolarską – jak na zdjęciu poniżej:

Po konkretnym najbatsu wieloma browarami i drinkami zagadałem kelnerkę z czego wykonany jest ten stoliczek, gdyż jako stolarz z Europy jestem zainteresowany. Ta ramka – powiedziała – jest wykonana z hebanu (po ang. eban). Ja jej na to, że gdyby cały był z hebanu to taki stoliczek w Europie Zachodniej byłby wart co najmniej 5000 $. Ona w szoku. No ale jest to jakiś tam pomysł na biznes. Polacy bardzo mocno inwestują w Zanzibarze i sam też planuję. Ale o tym później. Polak jest największym inwestorem na Zanzibarze. I ta tendencja się tylko rozrasta.
Skąd polskość na Zanzibarze?
Takim przełomem był czas covida. Prezydent Tanzanii stwierdził, że to ściema bo po pierwsze nikt w Tanzanii nie chorował na to, a po drugie test covidowy pomyślnie przeszło nawet mango. Ja wtedy też dość mocno na socialach promowałem fakt, że covid to oszustwo. Dlatego w Tanzanii nie było obostrzeń. Mało tego pojawili się wpływowi Polacy. Odkąd wielki inwestor – taki nasz polski “Madoff” – Wojtek zaczął rozbudowę infrastruktury hotelarsko-turystycznej Zanzibar zmienił się na zawsze. Dokument o tym człowieku, który zbudował piramidę finansową w omówiony sposób na kwotę ponad 107 milionów złotych można obejrzeć na platformie Max pod tytułem “Król Zanzibaru” pod linkiem: https://play.max.com/show/ccb70f92-5d15-4152-9697-f66d174a5de1 – gorąco polecam. Gruby materiał, który odmienił charakter wyspy. Kontrowersyjna postać, która dała pracę lokalnej społeczności i sprowadziła polską myśl inwestycyjną. Ten talent marketingu internetowego sprowadzał na wsypę turystów, inwestorów, czarterował loty, budował hotele, restauracje, 100 ekskluzywnych willi. Największy pracodawca na wyspie. Wtedy lokalsi poznali i pokochali naszą kulturę. Był czas na początku covida, że przylatywali tylko Polacy i to nie jednym, a wieloma czarterowanymi samolotami. Do dziś jest tak, że 2-3 stoliki od Ciebie w każdej restauracji siedzą Polacy.
Lokalsi
Rdzenna ludność na wyspie Zanzibar to czarnoskórzy obywatele Tanzanii. Zanzibar jest bogatszy niż tam w głębi lądu w Tanzanii ze względów turystycznych. Bo tutaj właśnie turystyka jest główną gałęzią przemysłu. Ludzie tu są obyci z kulturami anglosaską oraz arabską. Dlaczego? Zanzibar był wielokrotnie kolonizowany przez rozmaite mocarstwa. Dwie ostatnie to Anglicy oraz Araby, ale nie wiem czy Emiraty czy Saudyjczycy. Wiem, że Arabia zbiła Anglików i przejęła kontrolę nad Zanzibarem. Dziś tak mocno tego nie widać, gdyż rząd wydaje się rządzić autonomicznie. No prawie. Są dwie partie polityczne. Są organizowane wybory, ale lokalsi boją się na nie chodzić, gdyż są bici kijami przez tutejszą policję z ramienia partii rządzącej. Nawet gdyby wygrała druga, przeciwstawna partia polityczna to i tak nie będzie ona mogła realnie rządzić. Generalnie podobnie jest na całym świecie tylko przebiega to mniej perfidnie i stanowi tajemnicę. Głosować można w wieku 20 lat. Ale mało kto głosuje, bo nikt nie ma ochoty być pobitym, a i tak nic nie zmienisz. Zanzibar znany jest z tego, że jest tu bieda. Obok ekskluzywnych hoteli są szałasy z kiji i strzechy, czasem domy murowane. Dom murowany (na różne sposoby) buduje się przeciętnie przez okres 1-2 pokoleń. Rzadko w domach jest prąd, ale się zdarza nawet klimatyzacja dość sporadycznie. Okna oszklone widziałem tylko w hotelach. Hotele z trudem osiągają standard europejski znany chociażby z naszych polskich kurortów. Telewizja w pokoju jest rzadkością. Za to basen z czystą wodą jest wszechobecny tak, jak w Hiszpanii. Lokalna ludność jest przyzwyczajona do wody w kranie, która rzekomo jest ze studni, choć dziwnie słonawa. My nie, więc medykamenty typu enterol są niezbędne. Zęby myjemy i płuczemy w wodzie z butelki. Napicie się ich wody z kranu to 1-2 dni na kiblu zazwyczaj. Woda jest cenna. Może dlatego lokalsi nie spożywają alkoholu ani tych wszystkich dziwactw jak np. kawa czy napoje słodzone gazowane. Znają Coca-colę, lubią i czasem ją można dostać na – no nazwijmy to sklep – choć ciężko to nie nazwać straganem. W mowie potocznej coca-cola to łapówka. Na drodze co jakiś czas stoi policja i liczy na łapówkę. Nawet gdy nie ma się do czego przyczepić to prosi o cokolwiek. 10000 szilingów tanzańskich czyli coś około dolara to już wystarczająco by byli zadowoleni. Policjanci zarabiają nie mało na tle innych bo 300 dolarów miesięcznie. Ale to nie starcza na utrzymanie rodziny. Bo zauważyć należy, że pracuje tylko mężczyzna. Kobieta po ślubie musi siedzieć w domu – tak nakazuje kultura czy religia muzułmańska czy też ich mieszanka. Typowy Tanzańczyk pragnie mieć od 5 do 11 dzieci. Mężczyzna ma prawo mieć 4 żony, ale każda musi mieć godne życie w tym swój dom – bo inaczej idziesz do więzienia. Wokalista zespołu Queen – Freddy Mercury (a na prawdę: Farrokh Bulsara) jest najbardziej znanym w naszej kulturze z urodzenia Zanzibarczykiem. Lokalna ludność postawiła mu muzeum, ale niechętnie się do niego przyznają. Tu nie szanuje się gejów ani całego tego LGBT. Ja, dzięki wygranej Donalda Trumpa już również mogę głośno mówić, że jestem przeciwko takim wynaturzeniom. Wcześniej masoni starali się niszczyć naszą kulturę promowaniem LGBT na każdy możliwy sposób zwykle w mediach. Słówko jeszcze o nieletnich. Seks z nieletnią, czyli poniżej 18 lat zwykle kończy się więzieniem dożywotnio. Także nie ma tu pedofilii tak popularnej u polityków czy duchownych i innych przy władzy. Ponadto kobieta stara się zachować dziewictwo gdyż jest wtedy 5 razy więcej warta. Chodzi o to, że jak bierzesz u nich żonę to jej ojcu musisz zapłacić i to nie mało. Nie wiem ile ale w tysiącach dolarów. Oczywiście jeśli się wykupisz to nie idziesz do więzienia. Na Zanzibarze pieniądze wypłacone jako łapówka mogą na prawdę wiele zdziałać. Jest to też metoda na najtańszy możliwy zakup działki. Idziesz z kasą do rządu czy samorządu i smarujesz.
Ci młodsi obywatele Zanzibaru są nieco bardziej powściągliwi z zakładaniem rodziny ze względu na stres związany z utrzymaniem jej (ja tu również tak uważam na tle życia w Polsce), niezwykle duży stres, przez co mężczyźni żyją tu o około 25 lat krócej niż kobiety. 50 i ewentualnie parę lat i do piachu. Emerytur nie ma. Dlatego dzieci to jedyny gwarant, że starsi będą mieli z czego żyć. Zażyłość religijna u nich robi się trochę taka, jak i u nas. I dobrze. Chodzi o to, że coraz więcej, a nawet rzekłbym większość to wierzący niepraktykujący. Ci co chcą o 5.00 składać modły w fikuśnych wdziankach w meczecie to robią to. Inni sobie smacznie śpią i to jest OK. Ponadto muzułmanie i katolicy żyją w pokoju. Czy idziesz do meczetu czy kościoła jest ludziom obojętne. Wcześniej wspomniałem, że policja dużo zarabia. Wojsko zarabia lepiej bo 500 dolarów miesięcznie. Natomiast pracownik hotelu czy restauracji zarabia 120 dolarów miesięcznie. Może dlatego widzisz w oczach taką wdzięczność jak dajesz choćby dolara napiwku. Coś koło 100 dolarów to taka typowa pensja miesięczna. Niewykluczone, że najlepiej żyje się tutaj z turystyki, ale z tym bywa różnie. Rekordzistą jest wcześniej wspomniany Wojtek, który zaginął z kasą 100 milionów złotych. Mimo wyroku w Polsce Wojtek dalej chodzi po plażach Zanzibaru. Tanzania nie ma umowy o ekstradycji. A po uiszczeniu łapówki w samorządzie danego terytorium Wojtek wciąż prowadzi działalność turystyczną. Coś jak niektórzy brokerzy. Broker foreksowy IronFX nigdy nie wypłacił mi mojego depozytu (500$) a mimo upływu lat jakoś dalej funkcjonuje. Podobnie niektóre programy HYIP jak np. ProfitClicking, gdzie nigdy nie udało mi się wypłacić moich 3000 dolarów a po upływie prawie dekady system dalej funkcjonuje. Także przestrzegam przed najpopularniejszym biznesem świata, jakim jest sprzedaż iluzji.
Fenomen lokalsów
To, co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że ci ludzie, którzy tam żyją są zawsze pogodni i uśmiechnięci. Otyłość jest rzadkością i dotyczy tylko niektórych kobiet oraz kucharzy. Reszta szczupła lub chuda. Nie widać kulawych czy chorych. Każdy tryska zdrowiem, chęcią działania i optymizmem. Ja się pytam jakim chujem? Do dzisiaj nad tym myślę, Weźmy duuużo bardziej zamożnych Polaków. Narzekania, choroby, lenistwo i brak motywacji dotyka każdego. Tam tego nie ma. Czy tu chodzi o brak telewizji, mediów, cukru w diecie?! To że nie ma otyłości ani alkoholu czy fajek. Nie ma prób regulowania życia w tym ograniczenia swobód obywatelskich przez szkołę, media, rządy i inne ugrupowania. Nie ma osiadłego trybu życia. Na prawdę nie wiem skąd tak potężna dysproporcja w sposobie bycia. A może to słońce? A może to kultura “Hakuna Matata” (nie martw się). Jestem pełen podziwu. Muszę przyznać, że to jest dla mnie osobiście największa zagadka Zanzibaru. Nawet większa niż lazur wody zależny od nasłonecznienia względem idealnie białego piasku o strukturze jakby cekolu i odpowiedniej płycizny dna oceanu względem tafli wody – zagadka lazura, turkusu. Powiem tak, jestem wdzięczny że mogłem doświadczyć tej kultury oraz 28-stopniowej idealnie lazurowej miękkiej i mocno słonej wody oceanu indyjskiego. Teraz kilka dni później ja i moja Wiki przechodzimy depresję po powrocie z raju do tej smutnej Polski, gdzie wszystko zdaje się być nie tak. A może to kwestia programowania typu MK Ultra i inne działa elektromagnetyczne wycelowane w nas i wpływające na nasze umysły przez masonerię – grupę ludzi faktycznie rządzącą w zasadzie wszystkim. Może tam ich nie ma.
Przewodnik
Pierwszego poranka, dzień po zameldowaniu. Nasz pierwszy wolny dzień i pierwszy poranek. Idziemy sobie stromymi i potężnymi schodami od hotelu w dół na plażę. Po próbie niewypierdzielenia się na trzech ostatnich schodkach, gdzie wyraźnie widać, że nie jeden leżał a do tego obok leżący but po poprzednim jakimś nieszczęśniku słyszymy okrzyk, coś jakby po polsku. Okazało się że ta para przed nami w średnim wieku to też Polacy i krzyczą na Wiki. Byli to Grzesiu i Irenka i bardzo jestem im wdzięczny. Może nie tyle za próbę okiełznania mojej Wiki bo to było wiadomo, że się nie uda jej namówić aby włożyła coś na długi rękaw strasząc afrykańskim słońcem, ale za poradę. Dali nam namiary na dobrego przewodnika, który w tych rejonach organizuje wycieczki całodniowe. Zamiast dać się nabrać jakiemuś oszustowi, co przydarzyło się Grzesiowi, którego wydymał na hajs i niską jakość wycieczki murzyn o ksywie Marco Polo, mogliśmy pojechać z kimś sprawdzonym i chwalonym. Byli to Arek, Digo i Aras. Z Arasem się kontaktowaliśmy, a na pierwszą wycieczkę zabrał nas Digo, natomiast na drugą Arek. Byli to murzyni w wieku około 22 lat płynnie mówiący po polsku. Mimo, że byliśmy tylko na 2 wycieczkach, a w harmonogramie oni mają 5 rodzajów wycieczek to mogę śmiało ich polecić. Kontaktowaliśmy się z nimi poprzez najpopularniejszy środek komunikacji na Zanzibarze jakim to jest aplikacja na smartfon Whatsup. Dany murzyn może chodzić na boso bez butów, ale smartfona będzie miał. “Aras Zanzibar” wpisany w Facebooku zaprowadzi Was na jego profil: https://www.facebook.com/aras.frere Serdecznie polecam Arasa i jego współpracowników. Wycieczka całodniowa z wieloma atrakcjami i opowieściami za 50$ to bardzo dobry pomysł na spędzenie wolnego czasu na Zanzibarze. Poniżej wspólna focia naszej grupy wycieczkowej z Arkiem:

Grupy wycieczkowe są ograniczone wielkością samochodu, zawsze marki Toyota, do 6 lub 8 osób. Lub wielokrotności bo wówczas Aras podnajmuje nie jednego, a więcej ziomków prowadzących wycieczkę. Gdy napiszecie do Arasa to on wam prześle harmonogram danej wycieczki zaplanowanej na dany dzień. Wyjątkiem jest safari. Zwykłe safari, bo blue safari, na którym byliśmy to coś nieco innego. Poniżej fotka z blue safari:

Na tym zdjęciu było coś lekko zwariowanego. Pływaliśmy my i kilkadziesiąt innych motorówek (każda z silnikiem marki Yamaha) w szaleńczej pogoni za delfinami. Kto pierwszy zauważył i krzyknął “tam delfiny” wtem na momencie wszystkie motorówki się zrywały w pościg celem zobaczenia delfina. Było to coś w stylu startu na zawodach motocross. No bez kitu wariactwo przemieszane z szaleństwem. A w tle wyspa prywatna Billa Gatesa, gdzie jak wejdziesz płacisz karę 5000 baksów i każdy się boi.
Wracając do tego zwykłego safari z lwami itp. to nie byliśmy. Jest to wycieczka niemal całodobowa wgłąb lądu na który trzeba dolecieć dwupłatowcem z Zanzibaru do Tanzanii wewnątrz kontynentu Afryka. Bo na wyspie z najdzikszych zwierząt to są gepardy lubiące ludzi lub żółwie w zoo.

Ponadto, na wycieczce do namorzynowych lasów widzieliśmy małpy. Były takie śmiechowe trochę.

Wycieczki dały nam taki szerszy ogląd na Zanzibar, dzięki czemu można było porobić coś znacznie więcej od leżenia w basenie i chlania w restauracji – bo uwierzcie mi ponad 50% turystów tak właśnie spędza czas na wyjeździe. Tymczasem, udało się coś zobaczyć oraz łyknąć trochę tamtejszej bogatej kultury.
Ciuchy a słońce
Jeśli chodzi o ubrania to u mnie egzamin zdały komplety wykonane z lnu, polecam. Warto mieć wszystko na długi rękaw i to nie tylko dlatego, że rdzenna ludność również chodzi w długich spodniach, bo tak wypada, ale dlatego że afrykańskie słońce opala inaczej. Do tej pory schodzi mi skóra, a opalałem się nie więcej niż 2 godziny. W Polsce czy Hiszpanii leżę cały dzień na słońcu bez żadnych filtrów. I jest tak sobie. Tu po dwugodzinnym opalanku 3 dni nie mogłem zasnąć z bólu poparzonej skóry, która aktualnie się łuszczy i brudzi kanapę i dywan, już któryś dzień z rzędu. Ważne są okulary przeciwsłoneczne, gdyż słońce odbija się w czysto białym piasku i mocno oślepia ci gały. Jest to takie nieprzyjemne. Także dobre okulary przeciwsłoneczne to obowiązek. Jakieś nakrycie głowy musi być, mój lokalnie kupiony kapelusz był spoko.

Pływy oceaniczne
Pierwszego dnia, a ściślej pierwszego poranka po krótkim spotkanku z Grzesiem i Irenką – niech im Bozia w dzieciach wynagrodzi za polecenie nam Arasa – udaliśmy się na plażę. Do wody było nieco dalej niż poprzedniej nocy (była wtedy pełnia Księżyca).
Ze szkoły podstawowej wiedziałem, że istnieją pływy mórz i oceanów i że steruje nimi w magiczny sposób oddziaływanie siły grawitacyjnej Księżyca. Jak wiecie często wdaję się w dyskusję z niedowiarkami twierdzącymi, że Księżyc nie wpływa na rynki finansowe. Oczywiście że wpływa, zarówno na zachowanie i samopoczucie ludzi jak i pośrednio na rynki finansowe. Twierdzenie przeciwne przypomina mi niedorzeczne gadanie nauczycielki w szkole podstawowej na Biologii, że grzyby nie maja żadnych właściwości to praktycznie tylko woda i niewiadomo po co są, stanowią błąd natury. Błędem natury jest istnienie nauczycieli w szkołach podstawowych! Natura, a ściślej obce cywilizacje – Inżynierowie – którzy nas stwarzali i uczyli, nie popełniają błędów. Jedynie my głupiutcy ludzie to czynimy.
Wracając do spaceru na plaży i abstrahując od historii powstania życia na Ziemi … 🙂 Widząc sporo plaży i w oddali fajnie wyglądające molo udaliśmy się w jego stronę. Wtedy nie wiedzieliśmy, że droga powrotna za kilka godzin przestanie istnieć a narastające napięcie i głupia zdziwiona mina będzie naszym udziałem.
c.d.n.